Mój chłopak Damian ma jakieś takie dziwne właściwości, że lgną do niego wszystkie chore, bezbronne, poszkodowane przez los zwierzęta. Już jako mały chłopiec ciągle przynosił do domu i opiekował się, a to zajączkiem, a to wróblem itp. Teraz wychowuje bociana Kajtusia, który wiosną 2014 roku wypadł z gniazda, więcej na ten temat co jakiś czas pisała moja
mama w etykiecie bocian.
Oto właśnie Kajtuś...
Kilka dni temu odśnieżając wjazd zobaczył, że leży coś na drodze, podszedł, było już trochę ciemno więc musiał przyświecić latarką, zobaczył jakieś wielkie ptaszysko, myślał że to gęś. Ptak zaczął syczeć więc żył, Damian wpakował mu łeb w kieszeń, by go nie poszczypał i zaniósł szybko do domu. Tam dopiero okazało się że to młody łabędź. Po oględzinach okazało się że został postrzelony. Weterynarz po prześwietleniu potwierdził, kule przeszły przez udo i skrzydło. Dostał zastrzyki uspokajające, przeciwbólowe i porcję witamin. Na razie łabędź jest u Damiana, lekarz szukał odpowiedniego ośrodka gdzie leczą dzikie ptaki, właśnie okazało się że znalazł, jutro go tam zawożą.
Damian oczywiście zdążył już go nazwać, podejrzewam że łezkę uroni jak go będą wywozić.
Przedstawiam Wam Franusia... jest ogromny, ten karton na którym leży ma metr na metr;)
Pozdrawiam :)